02 maja 2024 Ból głowy

Jakiś czas temu pisałem, że mecze Wisły to istny rollercoaster i cytując klasyka: „to trwa i trwa mać” 🙂 Po meczu z Resovią przyznaję bez bicia powiedzieć, że byłem wściekły, to jak nic nie powiedzieć.

Szczęśliwie spojrzenie MŻ pomogło mi ochłonąć. Kolejny mecz, to Podbeskidzie, z którym mieliśmy na pieńku i kiedy usłyszałem w jakim składzie występujemy, to balansowałem na granicy bólu głowy, gdyż punktów potrzebujemy, jak tlenu, a tu między wiślackimi słupkami mamy debiut… Wypadło ok, stracony gol nie obciąża bramkarza, komplet punktów i jedziemy dalej… Zanim jednak pojechaliśmy na Stadion Narodowy, to w przeddzień telefon od Marka, że super by było, jeślibym zgodził się na kilka słów dla TVP Kraków o naszym wyjeździe. Ja byłem na „tak”, zaś migrena MŻ totalnie na „nie”, ale suma-summarum się udało 🙂

W czwartkowy poranek zebraliśmy się we troje i na zbiórkę pod stadion Wisły. Zapyta ktoś, jak to we troje, no bo: ja, MŻ i migrena, która nie dawała za wygraną. Ruszając ze stadionu zostałem zagadnięty, jaki przewiduję wynik i odparłem, iż 2-1 dla nas, ale na pewno bez dogrywki i to my pierwsi strzelamy gola, potem oni i znów my. Było inaczej 🙂 🙂 🙂

Podczas jednego z postojów „uratowaliśmy” kilku Socios, ponieważ urwało im się koło, więc zwarliśmy szyki, dosiedli się do nas… i do stolicy… Na miejscu atmosfera gorąca, ale pełna życzliwości.

Na samym stadionie atmosfera autentycznego święta, znajomych, rzecz jasna, co niemiara i nie mam tu na myśli migreny, choć ta się zawzięła, będąc odporną na wszystko. O meczu pisać nie będę, nadmienię tylko, że po golu na 1-1 szczęśliwie mogłem ukryć się w uścisku MŻ. Od tego momentu wiedziałem, że nie może być innej opcji, jak tylko fakt, że ten Puchar musi być nasz. I rzeczywiście po trafieniu dobrego znajomego 🙂 Anhela Rodado:

Powrotna droga do Krakowa przebiegła w spokoju, choć pełnym czerwieni, gdyż chcieliśmy się zatrzymać i to na kilku stacjach, jednakże na każdej z nich były dosłownie tysiące czerwonych, uśmiechniętych ludzików, więc porządny postój był dopiero za Kielcami 🙂 I cóż, Puchar jest Nasz, odrobinkę żałuję, że nie było mi dane z Wiślakami świętować na Rynku, lecz już wcześniej umówiliśmy się, że trzeciego jedziemy świętować urodziny Karola, a bycie szwagrem zobowiązuje.

Niezależnie, jak zakończy się ten sezon, już zawsze kojarzyć mi się będzie z rollercoasterem i bólem głowy.

Połknięte lektury: Steve Berry „Operacja Goniec”; Bernard Minier „Spirala zła”; Guillaume Musso „Będziesz tam”.

Dodaj komentarz