04 września 2024 Cytując Artura Andrusa: „każdy kij ma dwa początki”

Tak ten świat już jest skonstruowany, że kiedy jedno się kończy, to drugie się zaczyna. Koniec wakacji, choć rzecz jasna nie dla wszystkich 🙂 Skończyła się też przygoda Wisły w Europejskich Pucharach, a jej efekt, biorąc pod uwagę, że wciąż jesteśmy tylko pierwszoligowcem, jest więcej niż zadowalający.

Czymś niezwykłym była możliwość posmakowania klubowej, europejskiej piłki, po cokolwiek dłuższym czasie… zdecydowanie dla wielu z wiślackich kibiców taka szansa pojawiła się po raz pierwszy w życiu, a kiedy już raz się tego posmakuje, to choć nie znam się na narkotykach, ale wyobrażam sobie, że to wciąga tak samo mocno. Inną rzeczą, w której można się też pozytywnie zatracić jest pomaganie i z MŻ mieliśmy taką szansę. Choć koniec sierpnia życiowo był mega zawirowany, szczęśliwie pomoc osobom potrzebującym udała się, a obopólnego paliwa i uśmiechu powinno wystarczyć na dłuższy czas. Wygląda też na to, że słońce i związane z nim upały na czas jakiś należy odłożyć „na półkę”, lecz czy ciesze się z tego? I tak i nie… rzecz jasna dostrzegam potrzebę deszczu, ale niech ten jak już musi pada w nocy, a w dzień niech świeci słońce. W tak zwanym międzyczasie rodzinnie ochrzciliśmy syna Pauliny i Patryka, a na drugim biegunie był pogrzeb i ostatnie pożegnanie trzykrotnego trenera Wisły Kraków, czyli Franciszka Smudy. Oprócz ogromnej liczby piłkarzy (byłych i obecnych), zarówno Wisły, jak i klubów z całej Polski oraz kolegów po fachu, popularnego „Franca” żegnały ogromne tłumy kibiców. Miałem ten zaszczyt, że wielokrotnie na stadionach w Krakowie, jak i w całej Polsce, było mi dane spotykać pana Franciszka, a że ja jak i moi przyjaciele mieliśmy na sobie barwy ukochanej Wisełki, to już z daleka czy to w Warszawie, w Zabrzu, czy w Chorzowie śmiało i z uśmiechem podchodził do nas, nie rzadko częstując jakąś ripostą z tak barwnego języka, z którego zresztą słynął. Zmierzając do puenty tego wpisu, dzieje się sporo, a co najważniejsze, zdecydowanie przeważają pozytywy i w tym miejscu przytoczę, choć na pewno nie dosłownie, zasłyszane tłumaczenie włoskiego przysłowia: „życie zwykle częstuje nas tym, do czego wyciągamy ręce i ku czemu otwieramy swe serca”.

Efekt jo-jo

Układają się nuty
w kosmyk śmiechu, nadziei,
glob w kolejne wszedł buty,
robiąc krok ku jesieni.

Kalejdoskop dobroci,
który z jo-jo efektem,
kiedy świat sam się złoci,
wraca z byle pretekstem.

Gdy optymizm odurza
czynom dając paliwo,
słońca pełna kałuża,
wiara w passę szczęśliwą.

Myśli szum pod dywanem,
tych karmiących się kurzem,
lepiej życia być fanem,
niż lustrzanym wciąż tchórzem.

04.09.2024

Połknięte lektury: Walter Isaacson „Leonardo d Vinci” cz. I i II; Guillaume Musso „Ktoś inny”; Przemysław Piotrowski „Smolarz”.

Dodaj komentarz