Cytując klasyka, być może nieco nieudolnie: jest tyle roboty, że nie ma kiedy taczek załadować 🙂 Obligatoryjnie zacząć muszę od faktu, iż te temperatury nie są w moim guście, choć prawdą jest, że o październiku można było powiedzieć, że to klasyczna, piękna, polska, złota jesień. W tejże pięknej jesieni zjawiła się u mnie piękna para moich „starych” przyjaciół z Podgórza. Super miło było się zobaczyć po mniej więcej dwudziestu latach. Idąc tym tokiem, nadarzyła się okazja spotkać byłego już piłkarza, którego cenię, lubię i szanuję, Arka Głowackiego. Asumptem do tego było spotkanie organizowane przez Stowarzyszenie Historia Wisły i promocja książki, w której na szczęście nie zabrakło Arka 🙂
Idąc dalej, w jeden z październikowych weekendów towarzyszyliśmy Zuzi i małemu Jerzykowi w ich domu i bez wdawania się w szczegóły było „absorbująco” 🙂 W omawianym weekendzie było hiszpańskie El Classico z popisem FC Barcelony i Roberta Lewandowskiego oraz zwycięstwo Wisły Kraków w Płocku. https://x.com/pawel_kekus/status/1850567484140646611
Były powody do radości. W miniony zaś weekend, po objeździe cmentarzy, wywiało nas w Gorce, bo tam psiejsko-czarodziejsko 🙂
Temperatura wprawdzie nie była sprzymierzeńcem, za to towarzystwo już tak 🙂
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=8732407463471845&id=100001080338679&ref=embed_post
Poniedziałkowy wieczór zapowiadał się nie mniej dobrze, bo znów Wisełce.
Po udanym podboju Płocka były podstawy do optymizmu, a „zaangażowanie” sprawiło, że odwiedził nas pauzujący za nadmiar żółtych kartoników Bartosz Jaroch.
Sam mecz bez historii, bo jak inaczej nazwać 0-0 ze słabującymi Tyszanami? Żeby nie było, że tylko narzekam, zachowaliśmy czyste konto, a środkowi obrońcy i bramkarz zagrali więcej, niż poprawnie, a za tydzień kolejny mecz…
Połknięte lektury: Frank Herbert „Mesjasz Diuny”, „Dzieci Diuny”; Izabela Janiszewska „Histeria”, „Amok”; Jan Potocki „Rękopis znaleziony w Saragossie”.