W minionym tygodniu przed Wisłą Kraków stanęła, oby najtrudniejsza przeprawa w tej rundzie, bowiem kumulacja trzech meczów w ciągu siedmiu dni i to z samą czołówką. Jeśli chcielibyśmy się cofnąć o kilka dni, to tych spotkań było nawet cztery, gdyż rozgrywaliśmy mecz Pucharu Polski. Na pierwszy ogień mierzyliśmy się z cenionym beniaminkiem – Polonią Bytom i słowo daję, postawą Polonii byłem urzeczony, ponieważ w ich grze od początku do końca było widać pomysł. Bezbłędnie spuentował to Bogdan Zając, mówiąc iż była to obrona, ale w żadnym wypadku nie „Częstochowy”. Wisła wygrała doświadczeniem, indywidualnościami i trafionymi zmianami. Na drugi ogień kalendarz ligowy zaserwował nam derby i powiedzieć o tym meczu, że był dziwny, to trochę tak, jakby nic nie powiedzieć. Wieczysta w drugiej połowie oddała jeden strzał w kierunku naszej bramki, a pomeczowe statystyki były dla nich bezlitosne, lecz paradoks polega na tym, iż to Wisła została nagrodzona za konsekwentną grę do ostatniej minuty i cennym trafieniem w doliczonym już czasie uratowała jeden punkt.
Wreszcie danie główne – mecz przyjaźni, lub jak kto woli spotkanie mistrzów. Choć początkowo wydawało się, że to starcie może dać zwycięstwo zarówno gościom, jak i gospodarzom, ale im dalej w las, a raczej w mecz, wszystko stawało się jasne i to jasne w sposób pozytywny dla nas. Nasza obrona zagrała więcej niż poprawnie, a ofensywni zawodnicy zrobili swoje 🙂
Na tych trzech meczach prowadzona była zbiórka dla Jacusia, zorganizowana przez FORBG i uwieńczona została absolutnym i bezdyskusyjnym sukcesem.
Mur
Hymn Wisły jest magią,
a nie pustosłowiem,
przenika przez „mury”
i przywraca zdrowie.
Tak jak dawno temu
pokrewna historia,
wspólnym mianownikiem
z Białą Gwiazda gloria.
W dreszczach na murawie,
śpiewem na trybunach,
Hymn oznacza więcej,
niż hasła na murach.
Łzę zakręci w oku,
do życia przywraca,
credo naszej Wisły:
nie zgasnąć, jak raca.
Czas poświęcić kilka słów naszemu Bilbo, bo jak na psa od urodzenia spędzającego czas pośród pól, łąk, w chłodzie, upale i bez dachu nad głową, zaskakująco pięknie ogarnął się w mieście. Znamienne niech będzie choćby to, że kiedy z MŻ wyjeżdżamy wózkiem i kierujemy się do wyjścia, Bilbo z automatu parkuje koło windy, natomiast kiedy chodzi tylko o spacer z MŻ, to bezzwłocznie wybiera schody.

Ogromnie lubi nasz parking, po którym kręci ósemki, aż miło, a liczba psich znajomych wzrasta u niego wprost proporcjonalnie z każdym tygodniem. Nawet w weekend, kiedy pojechaliśmy do rodziców, nie mieliśmy obaw, puszczając go ze smyczy w lesie, choć był tam po raz pierwszy. On ufa nam, my ufamy jemu i dobrze nam z tym i dobrze nam z nim 😀
Połknięte lektury: Renee Knight „Sprostowanie”, Magdalena Grochowska „Różewicz rekonstrukcja”, Shari Lapena „Para zza ściany”, Janusz L. Wiśniewski „Opowiadania letnie, a nawet gorące”.