Od dawna wiedziałem, że do Krakowa zawitał Vicent van Gogh, wprawdzie nie osobiście, bo tu musiałyby zadziałać czynniki najwyższe, ale grunt, że jest 🙂 Byłem na wystawie multimedialnej w odremontowanym hangarze lotniskowym i początkowo zwiedzając, lekko rzecz ujmując, tego i owego nie urywało. Trudno by było inaczej, skoro wiele z tych obrazów oglądałem w oryginale, w paryskiej galerii d’Orsay, którą po raz kolejny odwiedzałem z MŻ z okazji jubileuszu 150-lecia pierwszego salonu impresjonistów. https://pl.wikipedia.org/wiki/Mus%C3%A9e_d%E2%80%99Orsay Daleko mi do konesera sztuki, ale słowo daję na tej wystawie było jedno wielkie WOW, a na dokładkę był Vincent van Gogh! Powracając do krakowskich realiów, na trasie zwiedzania pojawiła się pani, uzbrajając mnie w okulary 3D i słuchawki. Od tego momentu przeniosłem się do innej, wielobarwnej i cudownej vangoghowskiej rzeczywistości. Zrobiło to na mnie tak kolosalne wrażenie, że pozwoliłem sobie na nieco dłuższy pobyt, niż inni zwiedzający, ale możliwość płynięcia łodzią z Vincentem, obserwacja rozgwieżdżonego nieba lub ukwieconej łąki, itd., to po prostu trzeba zobaczyć 😀 Takiego spotkania z artystą się nie spodziewałem, a chwilę później kolejna gigantyczna sala i na wszystkich ścianach wyświetlane animacje jego obrazów, okraszone nastrojową muzyką i głosem lektora, czytającym fragmenty listów Vincenta do Theo. Polecam, polecam, polecam.
W niedzielę zaś miało miejsce inne spotkanie, a jego wyjątkowość wielowymiarowa, ponieważ w kościele spotkałem moich byłych fizjoterapeutów Anię i Mikołaja 🙂 🙂 🙂 Super sprawa, gdyż nie widzieliśmy się kilka lat, a dodatkowy smaczek, uwaga… w niedzielę obchodzony był Światowy Dzień Fizjoterapeutów 🙂
Połknięta lektura: Bartek Dobroch, Przemysła Wilczyński „Broad Peak. Niebo i Piekło”.