Niby dzień, jak co dzień, ale mimo wszystko pozytywne emocje, a tak los miło się ułożył, że świętuję ja i MŻ 🙂 Od samego rana towarzyszył mi uśmiech i setki życzeń, więc nawet pomimo faktu, iż creme de la creme tego dnia z powodu pogody musi być odłożony w czasie i tak było więcej, niż miło. Wybraliśmy się na pyyyyszne lody, a potem, nieco sentymentalnie, w okolice mojego Ludwinowa 🙂 Jak to zwykle bywa o wiele łatwiej i częściej jest pojechać gdzieś dalej, niż powrócić na „stare śmieci”
Okolica w mej pamięci zachowała się zdecydowanie inaczej, ponieważ kiedyś strumyk, który nazywa się Wilga był naprawdę sporą rzeką, a na jej brzegach nie rosły apartamentowce, lecz piękne stare drzewa 🙁 Pomimo tego i tak warto było powrócić, tym bardziej że dla MŻ był to pierwszy raz, a spacerując w odwrotnym kierunku, niż do ulicy Konopnickiej, zachwycił nas oboje gąszcz drzew ze świetną ścieżką rowerową. Na deser Hiszpania, której kibicuję zameldowała się w Finale Euro, więc jest co pamiętać.
Połknięta lektura: Jakub Żulczyk „Informacja zwrotna”.
P.S. A już jedenastego Wisła Kraków inauguruje sezon i to Europejskimi Pucharami, więc: jazda, jazda, jazda! 🙂 🙂 🙂