15 lipca 2023 :(

Miało być o imieninach, o urodzinach, o wizycie w Wieliczce, ale nie będzie. Dokładnie miesiąc wcześniej pisałem na blogu, że upadłem na głowę, a tym razem to cały świat zwalił się nam na głowę 🙁 Tego dnia pożegnaliśmy Wienę, naszą iskierkę, z która każdy z dni był tym wyjątkowym. Iskierki mają jednak to do siebie, że nieuchronnie gasną. Tak też było z naszym Cudem. Od pamiętnego marcowego spaceru, kiedy to nie dała rady wrócić o własnych siłach spod ulubionego fortu, miała to szczęście że kiedy tylko chciała, do jej dyspozycji były, dostępne o każdej porze, kolana jej kulawego… Jak tylko mogliśmy, tak o nią walczyliśmy, a ona odpłacała się miłością i uśmiechem, tak uśmiechem, bo ten anioł po prostu się uśmiechał. Każde nasze dobre słowo oddawała po wielokroć poprzez swoją miłość do nas i do świata. Te niespełna trzy lata spędzone razem pozwoliły nam wiele zrozumieć, na wiele rzeczy spojrzeć inaczej i cieszyć się od pewnego momentu nieskrępowaną radością. Choć nie było to dla niej łatwe, od nowa zdołała zaufać człowiekowi i choćby kłócąc się kradła jedno serce po drugim. Chociaż bezlitosny zegar tykał, i trwała nieustanna bitwa z losem, w pewnym momencie w naszych oczach Wiena czuła się tak dobrze, że były wszelkie podstawy, by wierzyć, że jesteśmy naocznymi świadkami cudu, lecz dziś już wiemy, że cudem był każdy z dni, od marcowego spaceru. Wszystkie urzekające wyjazdy były „”na kredyt””, a i tak byliśmy szczęściarzami, że tego „”kredytu”” udzielono nam aż tak wiele. Siódmego lipca nasz pirenej był już słabiutki, ale jak to zwykle w dniu wolnym, wybraliśmy się na popołudniowy spacer. Po drodze spotkała kilkoro swoich kumpli, lecz i to już ją nie cieszyło. Uszła jeszcze króciutki dystans, po czym się przewróciła… Skoro jednak miała swojego kulawego, to dalszą część spaceru odbyła na moich kolanach, tu i ówdzie z zainteresowaniem oglądając zwykłe miejsca na osiedlu, jej osiedlu.

Od tamtego dnia każdy kolejny był słabszy, chociaż jak przystało na turbokozaka, zdarzały się momenty ze szczekaniem, z próbą zabawy, niemniej jednak iskierka gasła. W sobotę, kiedy MŻ położyła ją obok mnie, jak to miała w zwyczaju, ta powitała mnie buziakiem i ogonkiem. Kiedy zaś ja pękłem, scałowywała moje łzy, a na zadane pytanie: „”czy to już pora?”” nasz Anioł twierdząco zaszczekał…

Po kilku godzinach wróciliśmy do pustego domu i piękny, biały storczyk kwitnący bez przerwy od marca w niewytłumaczalny sposób stracił niemal wszystkie kwiaty.

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid0sPYHjEieW1DZouGpoywDvRvBGT81aXAi194neVXFkDUSFVzodhTtQyNfsVYTJRCPl&amp

W momencie publikowania tego wiersza głośno zagrzmiało i odebraliśmy to, jako czytelny znak, że Wiena już się dłużej nie boi, a dosłownie po minucie do pokoju wpadła MŻ z informacją, że na najwyższym naszym egzotycznym kwiatku usiadł kolorowy motyl i spokojnie pozwolił się fotografować. Co o tym myślę, chyba tłumaczyć nie muszę, dziękuję, że wciąż jesteś z nami. Auuuuuu…

Nie wiem, co pisać, więc sparafrazuję klasyka, iż jeszcze nigdy 72 cm, czyli wydawałoby się niewiele, nie znaczyło tak dużo dla tak wielu.

Połknięte lektury: Robert Małecki „”Wzgarda””

Dodaj komentarz