Wczoraj byłem na meczu ukochanej Wisełki i uważam, że statystycznie jest progres 🙂 Bez dogłębnej analizy łatwo stwierdzić, iż w pierwszym meczu tego roku straciliśmy dwa gole, w drugiem jednego, w trzecim żadnego, więc jako żywo, mamy progres. Jeszcze tylko „naumiemy się” strzelać gole rywalom i będzie (czytaj: powinno być) lepiej, a może i nawet dobrze 🙂 Tak już zupełnie na serio, wczorajszy mecz dla widza był po prostu lepszy. Ba, w końcu oddawaliśmy strzały i to nawet celne, a to, co być musi światełkiem w tunelu, to fakt, że wreszcie było widać zaangażowanie i chęć pomocy koledze z zespołu, czyli nie było tzw. „gry na alibi”… Przed nami wyjątkowo paskudny terminarz, ale kto, jak nie Ortodoksyjny optymista ma pokładać wiarę w to, że jakieś punkty, choćby w najbliższych dwóch meczach zgromadzimy.
Połknięte lektury: Michael Crichton „Linia czasu”; Lars Kepler „Hipnotyzer”.