Miniony weekend i to licząc go od piątku upłynął super, to znaczy dobrze, to znaczy prawie 🙂 Spróbujmy więc zgłębić sedno: MŻ pojechała do mechanika samochodowego usunąć drobną usterkę i … była jeszcze w sobotę, a nawet w poniedziałek, a ta drobna usterka jest tak drobna, że się nie chce odczepić 🙁 Kolejne prawie: nasz psiak był do kontroli i też lepiej, to znaczy, prawie 🙁 W sobotę byliśmy z MŻ na festiwalu roślin https://pik.krakow.pl/festiwal-roslin-krakow/ . Było cudnie, tylko szkoda, że nie mamy aż tak ogromnego domu, by te wszystkie piękności pomieścić, ani tak przepastnego budżetu. Następnie był mecz Wisły i..? Zaczęło się od trzęsienia ziemi, gdyż niemal na samym początku nasz zawodnik został ukarany czerwoną kartką, zresztą całkiem słusznie. Pod koniec pierwszej połowy straciliśmy gola, ale szybko wyrównaliśmy, więc było dobrze, to znaczy prawie, gdyż co prawda zremisowaliśmy, ale tylko pierwszą połowę 🙁 Potem pojechaliśmy na urodziny do Magdy i oczywiście prawie dobrze, ponieważ mieszkają na trzecim piętrze w starej kamienicy, czyli 80 schodów w górę i w dół 🙂 🙂 🙂 Ale nic to, było warto 🙂 Nie na darmo od miesiąca jestem w codziennej rehabilitacji 😀 Po powrocie już trwały derby Barcelony i tutaj pełen sukces: Barca wygrała, więc ok, czyli prawie ok, bo gra nie zachwycała, lecz wiadomo – zwycięzców się nie sądzi 🙂 🙂 🙂 Niedziela spokojna, rano Wieliczka, co prawda spacer z Wieną się nie udał, bo z nieba kapało, ale prawie dobrze. Po pysznym obiadku zaczęliśmy, czytaj: MŻ zaczęła ogarniać logistykę m.in. włoskich kolei, bo czeka nas wymarzona podróż. I tu pełen sukces, choć tak szczerze – prawie, ponieważ Unia, Unią, ale koleje państwowe w Italii w pełni dostępne i w ogóle, trochę szkoda, że tylko dla swoich. Po prawdzie pochwalić tu trzeba, ż pomimo niedzieli na maile odpowiadali bezzwłocznie, ba, nawet udało nam się zarezerwować asystentów na konkretne godziny i konkretne stacje kolejowe 🙂 Hotel też ogarnięty… to znaczy, jak w tytule, bo wyniknęły niejasności ze śniadaniem, ale żeby tylko takie zmartwienia były, to bym tylko chwalił, chwalił i chwalił 🙂 Już późnym wieczorem od taty dowiedziałem się, że przegapiłem klasyk naszej ekstraklasy, czyli mecz Górnik – Legia. Ten był pełen emocji i Legia zagrała z rozmachem, hmm… też tytułowym, bo już w doliczonym czasie stracili gola na 3:2. Klimat i tak nie mój, więc z cudzej porażki cieszyć się nie będę. Konkludując: weekend wprawdzie stacjonarny, ale udany, bo z MŻ i to dosłownie, a nie prawie 😉
Połknięte lektury: Henning Mankell „Psy z Rygi”, „Człowiek, który się uśmiechał”, Amelia Noguera „Malarka gwiazd”