Magia liczb
Po powrocie z turnusu czas na odnalezienie się w innej rzeczywistości oraz w innym klimacie i temperaturze, brrrrrrrrrrr. Z powodów zawodowych na MK przyszło mi poczekać niemal o cały dłuuuuuuugi tydzień dłuuuuuuużej, ale……… 🙂
Ospałość
Wyobraźnia zmienia czas,
w odwiecznego przeciwnika,
na powierzchni się unoszę,
niepodobny do spławika.
Uwięziony w bezczynności,
wolno toczę myśli rdzawe,
czekam, aż świat puści oko,
a los wetknie mi buławę.
Blok startowy jest przyciasny,
dla samego biegu rzeczy,
jeśli trwanie jest istotą,
to ta prawda mocno skrzeczy.
Tylko wino szlachetnieje,
gdy czasowi się opiera,
mi bezczynność nie smakuje,
i od dawna już uwiera.
Jako się rzekło, pogoda zaczęła kaprysić, więc i my musieliśmy nieco zmodyfikować nasze plany. Poszukiwaliśmy alternatywy i właściwie rzutem na taśmę takowa się znalazła 🙂 . Padło więc na weekend nad jeziorem Rożnowskim, które to dla mnie znane jest niemal od zawsze, zaś MK wiele o nim słyszała, ale nigdy nad nim nie była. Wystartowaliśmy z domu i o dziwo, ku naszej uciesze, pogoda była więcej niż sprzyjająca, a co za tym idzie droga minęła szybko i dotarliśmy nad jezioro 🙂 . Od początku miejsce oczarowało MK, więc i ja zdecydowanie miałem więcej powodów do zadowolenia 😀 . Ogarnęliśmy się w miarę szybko, więc korzystając z dobrej pogody, planowaliśmy pojechać wzdłuż jeziora, tak długo jak pozwolą na to malownicze pejzaże. Nie ukrywam iż to co ujrzałem, czyli pozytywne zmiany, sprawiły że nawet mnie opadła szczęka i tak jechaliśmy zachwycając się, aż dotarliśmy do przedmieść Nowego Sącza…..Pogoda cudna, zatem decyzja mogła być tylko jedna: jedziemy na najlepsze lody na świecie – do Argasińskiego przy ul. Jagiellońskiej 🙂
Potem jeszcze spacer po nowosądeckim rynku i z małymi perypetiami powrót do naszej „bazy wypadowej”.
Powrócę jeszcze do tytułowej magii liczb, bo nie wiem czy powinienem, ale ja w nią wierzę i pozytywnie ona lubi mnie zaskoczyć 🙂 I tak: Nad jeziorem wylądowaliśmy 7-go, a numer pokoju to 4. Też miał uroczą symbolikę 🙂 Kolejnego dnia pogoda już tak nie rozpieszczała, ale dla chcącego nic trudnego, a zwłaszcza w odpowiednim towarzystwie, więc obraliśmy kurs na zaporę w Rożnowie i jej cudownie uśpioną okolicę.
Potem do miejscowości Tropie z zabytkowym Kościółkiem, magicznie usytuowanym pomiędzy wodą i wzgórzami. https://s3-eu-west-1.amazonaws.com/mata-in-the-cloud/wizytowka%2F580784faca82d6ea817414407ded49e5.jpg Wieczorkiem pyszna kolacyjka w „Lemonie” i powrót do bazy, bo czas na mecz Polska-Dania i…..:) Następny dzień powitał nas cudownym słońcem, więc MK „poszalała” z aparatem, jeszcze na chwilę do „Gródka”, powolutku wzdłuż jeziora i z powrotem do Krakowa, bo to co dobre zbyt szybko się kończy. Było magicznie i oboje tego potrzebowaliśmy, domykając klamrę czterech lat znajomości 😀
Połknięte lektury: Camilla Lackberg „Kaznodzieja”, Janusz Głowacki „Sonia, która za dużo chciała”, Philip K. Dick „Blade Runner”.
24.10.2016