Na świętego Krzysztofa pogoda postraszyła burzami, lecz nie na tyle, żeby nie pójść na Wisełkę 🙂 Paradoksalnie pod stadionem spotkaliśmy „Misia”, a ten wypisz – wymaluj nosi dumne imię Krzysztof. Po krótkiej wymianie uprzejmości szybko na nasz sektor, ponieważ korki były tak potworne, że dojazd na Wisłę zajął nam 1,5 godziny. Atmosfera święta, jak za dobrych wiślackich lat, niemal komplet publiczności, więc kibicowsko potencjał był, jest i będzie. Sam mecz po prostu dobry i choć to nie my po końcowym gwizdku mogliśmy się cieszyć z wygranej, ale do ostatniej minuty Wisła miała swoje szanse co najmniej na to, by ten mecz zremisować. Tak usposobioną naszą drużynę aż się chce oglądać, z wiarą w to, że z każdym meczem zrozumienie na boisku będzie tylko lepsze…
Skoro mecz rozgrywany był o stosunkowo wczesnej porze, to z MŻ ustaliliśmy, że „uciekamy” po meczu z Krakowa w Gorce. Pogoda dopisywała, towarzystwo też, zjawiła się Ewelina z dziewczynkami i dołączył też do nas Karol.
Czas z jednej strony nie pędził jak w Krakowie, ale o nudzie tez nie mogło być mowy, zwłaszcza że zaczynały się Igrzyska Olimpijskie, a tak niesamowicie ciepłe wieczory niemal obligatoryjnie wyganiały na spacery.
Teoretycznie mogliśmy zabawić tam jeszcze cała niedzielę, ale zapadła decyzja, że tak wrócimy, by mi nie uciekła ligowa inauguracja przy R22. Tutaj pokuszę się o dygresję: tym razem to ja sugerowałem, że korona z głowy mi nie spadnie, jak opuszczę domowy mecz, jednak dobre serce MŻ i tym razem wyszło mi naprzeciwko 🙂 🙂 🙂
Hmm, nie napiszę, że nie było warto i nie było czego oglądać, itp., itd., faktem pozostaje jednak, że Wisła wkomponowała się w tzw. „ligowe buty”…
Zdecydowanie w obecnej Wiśle drzemie potencjał, co prawda chodzą słuchy, że ten może zostać uszczuplony, ale piłka, tak jak życie, nie uznaje próżni, więc jednych piłkarzy trzeba sprzedać, by móc innych kupić, bądź dać szansę tym, którzy już są. 🙂 Zawirowań było sporo, bo strona austriacka nie była skłonna do współpracy, ale jest zgoda, jest decyzja, jest wyjazd i ruszamy do Wiednia, będąc szczęśliwcami, którzy Białą Gwiazdę będą tam wspierać! 😀
Połknięta lektura: Maciej Siembieda „444”.