Zanim o konkretach, mała, aczkolwiek istotna dygresja: nie, nie mam sklerozy i z pewnością opiszę listopadową podróż, lecz to wymaga zdecydowanie więcej czasu 🙂 Póki co sprawy bieżące. Od półtora tygodnia wyginam śmiało ciało w Skotnikach na NFZ i niezmiennie polecam oraz m.in. żyję Wisłą. Ostatnio pisałem, że nasze mecze to rollercoaster, etc., ale tego, co działo się w ostatnim spotkaniu dawno przy R22 nie oglądaliśmy. Nie chodzi tutaj nawet o święto Ultras ( https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02psAVNRSPmiYTeieJcZ7MQHaL1vhM9apfUkHDL6wyRZLTEQceV8gCT1WYCFFqpLvMl&id=100066932671099), tylko o piłkarski horror, jaki zafundowali nam nasi zawodnicy. Zaczęło się gładko, w trzeciej minucie gol dla nas, a potem tylko gorzej, lecz jak głosi stara maksyma: zwycięzców się nie sądzi. Trzy punkty dopisała Wisła, lecz nawet w doliczonym czasie niewiele na to wskazywało 🙁 Z drugiej zaś strony z czego rozliczać piłkarzy, jak nie z końcowych wyników, w sporcie w którym za styl punktów się nie przyznaje… Po meczu humory w miarę dopisywały i niektórzy porównywali ten horror np. do pucharowego meczu Wisła – Parma. Wtedy skończyło się dobrze, więc do końca roku mamy jeszcze kilka meczów, jak i one dobrze się skończą, to chętnie odszczekam to, że ten szeroko pojęty skład osobowy nie zapewni awansu… 🙁
Połknięte lektury: Antoni Ferdynand Ossendowski „Niewolnicy słońca”; Beata Sabała-Zielińska „TOPR – żeby inni mogli przeżyć”, Remigiusz Mróz „Światła w popiołach”