Tytuł nie odnosi się do tego, co pokazała nasza kadra narodowa w Pradze w meczu z Czechami, lecz do Wieny 🙂 Korzystając z w miarę stabilnej pogody podjechaliśmy z nią na teren rozległego uzdrowiska w Swoszowicach. Miejsce dla nas i dla niej znane, lubiane i co równie istotne ogrodzone, więc nie ma obaw, że złapie jakiś trop i zechce pobiec w siną dal, a nawet dalej 🙂 🙂 🙂 Goniła, aż miło, ciesząc nasze oczy i serducha, a to wszystko każe nam mieć wiarę, że wciąż może być dobrze i dobrze będzie 😀 Kiedy zaczęło się już chmurzyć i z lekka popadywać, to nasz pirenej nie bez obrazy, powoli, z nogi na nogę, z łapy na łapę, niechętnie, na nasze wyraźne prośby, zechciał skierować się w stronę samochodu. Spacer jeszcze tego dnia był kontynuowany, a energia naszej petardy napawała nas pozytywnymi myślami https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid0evcirgNntPW5xtSQTiAY5yTDNPZKM2v9UrTVDvayiFnvsgQdRb6UPgvv1qhwsQKPl&id=100001080338679
W poniedziałek jeszcze lepiej i jeszcze raz 🙂 Podczas wizyty u weterynarza Wiena ochoczo podała łapę do pobrania krwi, czym nie po raz pierwszy urzekła lekarzy…chwila napięcia i wyniki krwi wyszły więcej niż dobre, a dodatkowe jej osłuchanie przez panią doktor, też każe wierzyć, ponieważ nic niepokojącego nie było tam słychać 😀
Taki to nasz turbo-kozak pirenejski, a i nasza kadra na Stadionie Narodowym tym razem też dała radę wygrywając 1:0
Połknięte lektury: Katarzyna Bareja „Żaby w śmietanie, czyli Stanisław Bareja i bliscy”; Vincent V. Severski „Odwet”; „Nabór”