Jakiś czas temu przyszedł mi do głowy pomysł na weekendowy wypad z MŻ i tak, jak śpiewał Zbigniew Wodecki: „lubię wracać tam, gdzie byłem już” – tu, rzecz jasna, właściwą jest liczba mnoga 🙂 Obojgu nam taki powrót chodził po głowie znacznie wcześniej, tyle tylko, że na przeszkodzie stanęła wredna pandemia 🙁 Jak wiadomo lepiej późno, niż wcale, wyjazd się udał, a Sucha Dolina tym razem była skąpana w zieleni i zdeeecydowanie bardziej stroma, niż oboje ją zapamiętaliśmy 🙂 🙂 🙂 Udało nam się dojechać do bacówki, a nawet znacznie dalej https://www.google.com/url?sa=i&url=https%3A%2F%2Fe-turysta.pl%2Fbacowka-na-obidzy-piwniczna-zdroj-120954.html&psig=AOvVaw3SXzCDWGNUKtuBgxngsQne&ust=1654188299934000&source=images&cd=vfe&ved=0CAwQjRxqFwoTCODL-uXZjPgCFQAAAAAdAAAAABAD Pogodowo istny galimatias, lecz biorąc pod uwagę fakt, że straszyli ulewnymi opadami i dużym chłodem, to aż tak źle nie było, aczkolwiek pod koniec maja okazało się, że przezornie zabrane rękawiczki przydały się i to jeszcze jak 🙂 Po powrocie do hotelu, paradoksalnie cała nasza trójka odczuwała zmęczenie. Ja na pokolacyjny deser” miałem mieć mecz Ligii Mistrzów, ten się opóźniał, opóźniał, opóźniał, w konsekwencji nie obejrzałem go do końca i nie żałuję. Ci z Madrytu to zdecydowanie nie moja bajka… Nazajutrz cudna pogoda i choć MŻ miała ochotę na kolejny rajd w górę do bacówki, stanęło jednak na tym, żeby „skoczyć” do Szczawnicy. Z Suchej Doliny można przejść górami kilka kilometrów i już Szczawnica wita, lecz autem sprawa się komplikuje. Kilkadziesiąt kilometrów, a na końcu sporawo ludzi oraz szalejący rowerzyści, „hulajniarze” i jeszcze „stop” dla czworonogów, które nie są tam mile widziane 🙁 , toteż nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu. Znalazł się plan alternatywny, dobrze nam znany, sprawdzony i lubiany: „ucieczka” w Gorce do Doliny Kamienicy. https://malopolskatogo.pl/gorce-dolina-kamienicy/
Dolina Kamienicy
Tu samotna kropla
po liściu w dół spływa,
w świątyni nakrytej
błękitem nieba.
Jasne promienie
zataczają się dokoła,
opętańcza zieleń
tańczy wspomnieniami.
Na rozstaju dróg
w cieniu świadomości
krok w zielonych koleinach,
papierowy szelest
puszczającego oko wiersza.
Soczewkowy tygiel,
ożywcze kilka kropel
ze strumienia wyobraźni.
03.06.2019
Podsumowując, weekend urozmaicony, czas mile spędzony i nawet zmiana pierwotnych terminów nie okazała się taka zła. Powrót do Krakowa, o dziwo bez korków, widać, że nie tylko my powzięliśmy informację o rzekomych złych prognozach. Dziękuję i polecam się na przyszłość 🙂
Połknięte lektury: Aleksander Minkowski „Krzysztof”; Leopold Tyrmand „Zły”; Robert Galbraith „Wołanie kukułki”