Na czas świąteczny w tym roku było kilka pomysłów, ponieważ początkowo zakładałem i zamierzałem pojechać do Niepołomic, na mecz tamtejszej Puszczy z Wisełką. Przyznać muszę, iż ze względu na pogodę te plany uległy zmianie i ostatecznie, po tradycyjnym święceniu pokarmów i zebraniu całego majdanu wyruszyliśmy okrężną droga do Zuzy i Amadeusza. Mówię, albo piszę, że okrężną drogą, bo zanim dotarliśmy do nich „zahaczyliśmy” o rodziców, aby obejrzeć mecz 🙁 Niestety, cytując klasyka: „nic nie może przecież wiecznie trwać…”. Tak więc zwycięska passa Wisły, mam nadzieję, że chwilowo, zatrzymała się na magicznej siódemce, gdyż na niepołomickim, cytuję: „kartoflisku”, musieliśmy uznać wyższość Puszczy. W tak zwanym międzyczasie za oknami zrobiło się paskudnie i w strugach deszczu dojechaliśmy do celu. Na dzień dobry znów piłka, gdyż Amadeusz, jako jegomość z Wielkopolski, nie mógł przegapić derbów Poznania i ku jego uciesze wygrał „Kolejorz”. A ja, no cóż, dla towarzystwa, albo, jak kto woli, dla uśmierzenia bólu, zostałem poczęstowany lampką wina. Czy pomogło? Nieeee 🙁 Nazajutrz niespieszne śniadanie, bo tutejsi gospodarze nade wszystko cenią sobie chillout, a następnie też na totalnym spokoju, zebraliśmy się do rodziców na obiad. Na szczęście oprócz jedzenia, dookoła hmmm, jeszcze są lasy, więc nie mogło zabraknąć wspólnego spaceru, ten się udał, tak jak i „udała” się wycinka tegoż lasu. Jak ujrzeliśmy, ile zostało wycięte od naszej ostatniej tutaj wizyty, to aż szok, zgroza itp. Z czegoś jednak muszą wynikać zastraszające dane, iż jesteśmy trzecim na świecie eksporterem drewna do Chin, brrrrrrr. Późnym wieczorem wróciliśmy do pierwotnych gospodarzy. Kolejnego dnia, korzystając z zapowiedzi lepszej pogody, nieco wcześniej się ogarnęliśmy i ruszyliśmy na dłuuuuugi spacer, w okolicach jurajskiego Okiennika, świetnie utrzymaną trasą rowerową pośród pol.
Cała nasza sfora miała wiele frajdy, zarówno z widoków, jak i z samego spaceru.
Humory i apetyty dopisywały, więc lekki obiad i słoneczne lenistwo z „czi-psami” na tarasie:
Wiosna jednak jest kobietą, więc nagłe zmiany pogody nie są jej obce: zachmurzyło się i zagrzmiało, przeganiając nas z tarasu. Wszystko, co dobre ponoć kiedyś się kończy, więc czas na odwrót do Krakowa, po drodze jeszcze Msza św. i witaj ponownie burzliwy grodzie Kraka.
Połknięte lektury: Przemysław Piotrowski „Sfora”, „Cherub”; Bernard Minier „Polowanie, cz.I”