Święta i ambaras :)

Święta Bożego Narodzenia w tym roku tak, jak w zeszłym, itd. spędzaliśmy u rodziców. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Krakowa, to nieśmiało, ale usiłowało przedrzeć się słońce, lecz w miarę pokonywania kilometrów pojawił się deszcz, a już na miejscu nawet śnieg i to w ilości takiej, że nie trzeba było go szukać 🙂 Kolacja wigilijna w szerszym gronie zdecydowanie ma swój inny, czytaj: lepszy smak. Rzecz jasna była choinka, opłatek, mnóstwo dekoracji i jak chyba w większości domów, nie zabrakło prezentów. Te, nie będę ściemniał, zawsze są miłym dodatkiem, choć nie one tworzą atmosferę. Tradycyjnie miała miejsce kumulacja, ponieważ wśród nas nie zabrakło solenizantki oraz jubilatki 🙂 🙂 🙂 . W tym roku Wigilia zgromadziła też niezłą sforę czworonogów, w liczbie aż czterech. Niestety, tylko trzy się tolerują – ot, taki ambaras 🙂 . Świętowanie szczęśliwie nie ograniczyło się tylko do biesiadowania, bo skoro za płotem las, to aż grzech byłoby nie skorzystać 🙂 🙂 🙂 https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=4786082648104366&id=100001080338679 Tym samym kto mógł i jak mógł, ten korzystał. Mnie ograniczał mój wózek elektryczny i jego felerne kółeczko oraz niby niestare akumulatory, chociaż z uporem pokazujące mi, w umiarkowanych temperaturach ujemnych, słynny gest Kozakiewicza 🙁 . Już po dniach świątecznych udało się wreszcie poprawić, choć de facto – naprawić auto i to nad czym rozkładali ręce wielkomiejscy mechanicy, pan Artur zdiagnozował i naprawił od kopa! I to tyle, jeśli chodzi o dobre wiadomości. Nie mam tu na myśli nawet występów naszych skoczków w Turnieju Czterech Skoczni, lecz konsultacje Wieny w innej „dogowej” lecznicy. Niestety potwierdziła się diagnoza uzyskana niemal równy rok temu i nasza kochana psinka musi mieć kolejny zabieg 🙁 . Szkoda tylko, że chcąc jej dobra zaufaliśmy półśrodkom i tyle zwlekaliśmy 🙁 . Co do ambarasu, to przysłowie nie kłamie i to niezależnie, świątek, piątek czy niedziela. Jak zawsze aktualne motto i konkluzja: warto rozmawiać…

W Nowy Rok weszliśmy w mikroklimacie 🙂 , chroniąc Wienę od zgubnych wpływów hucznego witania 2022-go. Tym samym nie obejrzeliśmy ani pół fajerwerka, ale był szampan i było ciepło. Niech kolejny rok niesie ze sobą to, co ostatnie słowo w ostatniej lekturze, czyli nadzieję 🙂

Połknięte lektury: Morris Heather „Podróż Cilki”, Rafał Molenda „Błękitna pustynia”, Dan Brown „Zaginiony symbol”.

Dodaj komentarz