Kilka miesięcy temu Zuza z Amadeuszem zagadnęli nas, czy pod koniec maja wygospodarowalibyśmy weekend, a najlepiej trochę więcej, by popilnować ich psiaki. Tak jak od dłuższego czasu, odpowiedzią było „tak, ale…” Powód oczywisty, ponieważ scenariusz każdego weekendu i nie tylko, staramy się ustawiać pod Wienę i to jej kondycja albo na coś pozwala, albo siedzimy na czterech literach – tzn. ja i tak siedzę 🙂 Skoro jednak ona nie przestaje pozytywnie nas zaskakiwać kondycją, uśmiechem itd., to w piątek, po rehabilitacji, pojechaliśmy do nich, a oni już wcześniej na komunię do Gdańska. Na miejscu „na służbie” zmieniliśmy Karola i była akcja pt. trzi-psy. Muszę przyznać, że choć byliśmy w pięknych okolicznościach przyrody, to myślami wybiegałem do niedzielnego starcia przy ul. Reymonta. https://twitter.com/pawel_kekus/status/1662005908283486208 Kiedy tak siedzieliśmy, miło spędzając czas, w Katowicach tamtejszy GKS w derbach Śląska podejmował Ruch Chorzów, czyli co by nie mówić istniała szansa, że Ruch punkty zgubi. Mecz był zacięty, a w doliczonym czasie gry drużyna z Katowic zdobyła zwycięskiego gola na 2:1, natomiast bramkę dającą prowadzenie strzelił wychowanek Marka, Dominik Kościelniak 🙂 Tym samym wieczór miał dodatkowe pozytywy. Umyślnie piszę „dodatkowe”, bo kluczowe było ognisko. Skoro ognisko, to nie mogło zabraknąć m.in. pieczenia kiełbasy i tu nasz pies wykazywał się mega kreatywnością i kiedy MŻ trzymała nad ogniskiem patyk, Wiena subtelnie łapką kierowała go w swoją stronę, tak, aby kiełbasa była zdecydowanie jak najbliżej jej samej 🙂 🙂 🙂 Najwyraźniej u Wieny uroda idzie w parze z inteligencją, żeby rozwiać wątpliwości: nie tylko u niej.
W niedzielę od samego rana żyłem już tylko meczem, mocno wierząc w powodzenie naszych, bo powodzenia gościom nie dawały żadne statystyki – w tej rundzie nie wygrali meczu wyjazdowego, a i ze zdobywaniem goli też cieeeeeniutko. Inaczej sprawa wyglądała, a raczej miała wyglądać, w odniesieniu do Wisły, ponieważ my w tym roku na własnym stadionie wygrywaliśmy wszystko, jak leciało. Ale okazało się, że są, cytując klasyka: „kłamstwa, wielkie kłamstwa i statystyka”. Sosnowiec ją poprawił, a nasi: https://twitter.com/pawel_kekus/status/1662874086559588352 Wniosek, zarówno na gorąco, jak i na chłodno: Wiślacy nie radzą sobie w meczach o stawkę i teraz dobitnie to widać, że nie wygranie ani jednego meczu wyjazdowego z drużyną z czołówki chyba nie było przypadkiem. Co dalej, nie wiem, wiara w awans wciąż jest, a nadzieja umiera ostatnia. https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02x8PpNKBstCUtjDoTz87bvCNkJNBAB21qgiAHzNzWf7RpBLx9qKWn3xVxJ4gTuBkEl&id=100001080338679
https://twitter.com/pawel_kekus/status/1663257859532914692
W sobotę, by te słowa o kibicowskiej wierze nie były suchymi frazesami, wybieram się do Łęcznej i: „gramy do końca”.
Połknięte lektury: Jarosław Grzędowicz „Pan lodowego ogrodu” t. IV; Alistair MacLean „Lalka na łańcuchu”.