Jesień wrzyna się jak nóż,
w poszarzałą tkankę dnia,
nasiąkając łzami tęsknoty.
Milczące skargi dni,
krztuszą się mgłami
oblepiającymi wszystko,
balansując nad przepaścią czasu
i smutnych pomarszczonych prognoz.
Uwięziona psychika,
co rusz nurzająca się w stalowym uścisku
myślowego marazmu.
Uśpione jak gniazdo os
pokłady endorfin w tym obcym świecie
wiecznych korowodów spadających liści.
Jesień pozbawiona wyrzutów sumienia,
a ja tonę w strofach melancholii
i czekam na ciepłą iskrę zachodzącego słońca.
10.10.2016r.