03 lipca 2021 Wsi spokojna…

Jak już nieraz mówiłem, pisałem, etc.: nie samą piłką człowiek żyje i to nawet w środku turnieju ME. Po kolejnym już forsownym tygodniu rehabilitacji, z MŻ postanowiliśmy zrobić niespodziankę, tak, tak – niespodziankę, wpraszając się do teściów 🙂 Niespodzianka zdecydowanie się udała, tata cieszył się, że bezkarnie będzie mógł oglądać mecze, natomiast mama była zmartwiona, ponieważ jeśli by wiedziała o naszym przyjeździe, to pewne, jak amen w pacierzu, że czekałoby co najmniej jedno (mniam) ciasto 🙂 Po świetnym wieczornym meczu Włochy – Belgia, nazajutrz rano panie zaplanowały wypad na zakupy, a południu już wspólnie, jazda do samego serca Jury Krakowsko – Częstochowskiej, bowiem tam kupili dom i już wkrótce zamieszkają Zuza z Amadeuszem. Nawet ja – mieszczuch, przyznać muszę, że dom położony jest w bajecznie malowniczej okolicy, a klimat tam bez mała, niczym skopiowany z obrazów Chełmońskiego.


Chociaż zdaję sobie sprawę, że niejedną „pagórkowatą” okolicę w Polsce, przyrównuje się do włoskiej Toskanii, ale moim wątłym autorytetem zaręczam, że tutaj nie jest to przesadą. Cudownie ukwiecone pola, piękne łany zbóż, lasy, a w oddali zamek w Ogrodzieńcu i zdecydowany spokój, pomimo pełni lata, zrobił na mnie mega pozytywne wrażenie. Czy bym chciał tam zamieszkać? A to już zupełnie inna historia.




Wieczorem kolejny mecz, a właściwie mecze. W niedzielę msza w kościele otoczonym pięknymi, wysokimi sosnami, to zawsze jest, cytując klasyka: „plus dodatni”. Nie mogło się obyć tez beż standardowego spaceru w okolicznych lasach, z czego tyle samo przyjemności mieli spacerujący, co i Wiena.

I tak zleciał weekend – niespodzianka. Miło tak, kiedy nagły przyjazd sprawia obustronną radość, zamiast ciosania kołków na głowie 🙂

Połknięte lektury: Frederick Forsyth „Czarna lista”; Guillaume Musso „Potem”, „Siedem lat później”.

Dodaj komentarz