To nie tak, że znudziły mi się palmy, albo o czymś zapomniałem, taka rzecz nie miała miejsca i raczej nie należy się jej spodziewać. Od dawna „wisiało w powietrzu” zaproszenie od Kasi i Kuby do odwiedzenia ich oraz małego Aleksandra. Można rzec, iż pomysł ten zrodził się spontanicznie, a w tym okresie Kopenhaga nie jest modna turystycznie, toteż ogarnięcie biletów nie nadszarpywało kieszeni. Nie powiem, bo spore zdziwienie ogarnęło naszych gospodarzy, że akurat o tej porze roku zamierzamy się pojawić, tym bardziej, że według ich słów: „tak mroźnej zimy nie było u nich już od wielu lat”. Tutaj spieszę z wyjaśnieniem, że nocą temperatura spadało do zastraszających -6 stopni Celsjusza, a śniegu tyle, co kot napłakał. Skoro jednak tron obejmował nowy władca, to dlaczego miałoby nas tam nie być 🙂 🙂 🙂 Stuprocentowy zbieg okoliczności, ale nie powiem, dodający smaczku. Choć byliśmy tam niedługo, udało się zobaczyć naprawdę sporo, zarówno podczas rejsu, na który zostaliśmy zaproszeni, jak i też szwendając się po mieście oraz na samochodowej wycieczce poza miasto 🙂
Myliłby się ten, kto pomyślałby, że wyjazd totalnie palm był pozbawiony, ponieważ w Kopenhadze jest choćby Królewska Palmiarnia, a i spacerując ulicami uroczej starówki na jedną sztuką też się natknęliśmy.
Wyjazd krótki, lecz pozytywny, z Kubą udało się podjechać na ichni stadion narodowy, na co dzień pełniący funkcję siedziby klubu FK Kopenhaga. Już samo to, oprócz pałaców, muzeów, urokliwej architektury i niezliczonej liczby mostów i kanałów, było warte obejrzenia, a tu jeszcze na koniec samochodowy wypad za miasto, z możliwością zobaczenia z daleka brzegów Szwecji. Dziękuję, dziękuję, niby coś małego, jak syrenka, a cieszy 🙂
Połknięte lektury: Przemysław Piotrowski „Bagno”; Mieczysław Gorzka „Martwy sad”, „Iluzja”, Peter V. Brett „Otchłań” cz.I
P.S. Za najbliższym rogiem czeka już wyjazd do Zakopanego na rehabilitację, więc jak zawsze tam, musi być i będzie intensywnie, a to tygryski lubią niemalże najbardziej 🙂