17 sierpnia 2020 Bo do „tanga” trzeba dwojga

W końcu skończyłem sześciotygodniową rehabilitację, choć trwała ona niemal osiem tygodni, ale to tylko jest dowodem na potwierdzenie tezy, iż czas, to pojęcie względne. Teoretycznie już mógłbym oddać się błogiemu „mniej więcej lenistwu”, ale nic z tych rzeczy, ponieważ MŻ urlop zaczyna dopiero za tydzień 🙂 Umowa była taka, że my popilnujemy domu, a rodzice pojadą w góry lecz okazało się iż dom sam się pilnował, gdyż był pełen ludzi 🙂 🙂 🙂 Nie ma tego złego, chociaż rodzice w górach odpoczęli, mając święty spokój 🙂 Po godzinach pracy MŻ to i owo udało się poogarniać lub pospacerować po okolicy. Na sam koniec pilnowania domu, który to sam się pilnował wspólnie z MŻ, Dominiką i Karolem wyskoczyliśmy do Olsztyna, nie, nie do tego na Warmii, lecz do tego nieopodal Częstochowy 🙂 Celem był tamtejszy zamek, o którym to ostatnio zrobiło się głośno, ponieważ pod nim odkryto szereg mega jaskiń, a od dawien dawna chodziły słuchy, jakoby zamek ten podziemnymi korytarzami był połączony z Jasną Górą 🙂
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=3310942178951761&id=100001080338679


Połknięte lektury: Stephen King „Mroczna połowa”, Zygmunt Miłoszewski „Jak zwykle”, Manuela Gretkowska „Agent”.

Dodaj komentarz