25 luty – 03 marca 2024 Tydzień „cudów”

Nieraz w tym miejscu wymądrzałem się, podając przykłady na to, że lepsze jest wrogiem dobrego… Czy zmieniłem zdanie? I tak i nie, bo jak wiadomo wyjątek potwierdza regułę 🙂 Zatem do sedna, co autor ma na myśli. Poprzedni tydzień a nawet okres opiewający na ciut więcej, był zdecydowanie dobry, ale tu nastąpiła kumulacja 🙂 🙂 🙂

W niedzielę zaległe urodziny Klaudii.

https://www.facebook.com/reel/913649773761773

To tak na dobry początek, a już w poniedziałek pojechaliśmy do rodziców, gdyż nazajutrz duże WOW, czyli koncert Depeche Mode w Łodzi, a czas udowodnił, że nie tylko.

Się nie spieszy

Siostrzeniec się rodzi,

lecz mu się nie spieszy,

wolałby do Łodzi

na koncert Depeszy.

Szpitalni lekarze,

jacyś partyzanci,

mogliby masaże

chociaż zlecić Pańci.

Juruś się nie spieszy,

więc Baciary puśćcie,

Zuza się „ucieszy”,

wnet maluszek w chuście.

Flesze i wywiady,

jakie George ma plany,

Amad dałeś radę

i brawo dla mamy!

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02qZdL8kCza9RiuMmaAWxn3W8N4dncijz7vBqKRq9E38N98NVuZPEBseVc1e8grzqCl&id=100001080338679&locale=pl_PL

Zuza, Juruś i Amadzie, już jesteście w pełnym składzie, ważną datę Waszą, naszą, Depeche Mode w Łodzi okraszą 😀

Okrasili i to jeszcze jak, koncert po prostu piękny, wyjątkowy, nastrojowy, z duża dawką emocji 🙂 Móc usłyszeć na żywo dużą porcję ich starych utworów (między innymi „Somebody” cudnie zagrane na fortepianie i zaśpiewane przez Martina L. Gore), to dla mnie coś z pogranicza szóstki w totolotka, a to wszystko jeszcze w najlepszym towarzystwie 🙂 Po fakcie dowiedziałem się, że i tym razem na koncercie była osoba mi znajoma.

Nazajutrz, nie ochłonąwszy jeszcze z emocji, wracaliśmy do domu, bo choć Łódź pozostała za plecami, to czekało inne spotkanie, też z Łodzią, przy R22.

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02Rp3t14LkH5siyuR8SG3KJB6qUe1nn6guFJvpYx3V9kHD8ovPk67Zucu5MqNWa8Adl&id=100001080338679&__cft__[0]=AZXZwCR6cJVomfu5U81erm9J3FQVRAaWcezqiNErEXiv6GPMpvjSNEUxoj1iQ__bGhYzlNSSSeM2_DrYD09235unBz2bBe5wI3byqaXfvl0vwrKG-uxsWpj0g_bayA11m0g&__tn__=%2CO%2CP-R

Dane było nam obejrzeć Wisłę taką, jaką chcemy, czyli krótko mówiąc: bez kompleksów i grającą do końca 🙂 Ten mecz, zarówno w kibiców, jak i też w piłkarzy, myślę że wlał wielką cysternę optymizmu, ponieważ z grą z takim zaangażowaniem można odważnie patrzeć w przyszłość. Po powrocie do rzeczywistości, nie szarej, bo słonecznej, złapaliśmy oddech, by już w sobotę powrócić na Jurę do Zuzy i Amadeusza z krótką wizytą. Nie od dziś wiadomo, że jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz Mu o swoich planach. Wizyta wprawdzie miała być krótka, ale przeeeeeciągnęła się znacznie i tylko w Internecie, zamiast z Karolem przed telewizorem mogłem śledzić kolejny bój Wiślaków, co najistotniejsze, kolejny zwycięski i w dobrym stylu.

Późnym wieczorem udało nam się odrobinę poświętować, bo w tym celu właśnie przyjechaliśmy. Okrągły jubileusz taty, zdecydowanie wymagał wzniesienia toastu, cytując klasyka: „bo jemu się to po prostu należało”. W niedzielę, korzystając z pięknej pogody spacer po lesie, powrót do Krakowa, zahaczając o odwiedziny w szpitalu u mamy. Jest dobrze, ma być dobrze, a takich „tygodni cudów”, oby jak najwięcej 🙂

Połknięte lektury: Peter V. Brett „Otchłań” tom II; Mieczysław Gorzka „Polowanie na psy”; Arundhati Roy „Bóg małych rzeczy”.

Dodaj komentarz