W egzystencji kryzysie
jestem całkiem niechcianie,
ponoć szczypią się w PIS-ie,
trzeciorzędne równanie.
Tylko widok otuchą,
co napawa energią,
świat dziś walczy z kostuchą,
ja kuleję z alergią.
Łąki ciężkie od mleczy
barwą słońca skropione,
dziwny los jest człowieczy,
wiele w nim poknocone.
Nieustanna gra z cieniem,
gdy przebija wciąż kartą,
myśli, chociaż brzemieniem,
przyzwoitym być warto.
W optymizmie chronicznym,
zaskrzypiały zawiasy,
mały wstrząs tektoniczny,
chyba brakło mi klasy.
10.05.2020 r.